[GEOBlog] Gruzińska gościnność

Gruzja, styczeń 2014. Mimo wielu obowiązków w Polsce, znalazłyśmy z siostrą zarówno czas, jak i pieniądze na prawie dwutygodniowy wyjazd do tego magicznego kraju. Kraju, który urzekł nas bardziej, niż oczekiwałyśmy. Jedna z wielu przygód, jakie nas spotkały, zdarzyła się na Gruzińskiej Drodze Wojennej – malowniczym szlaku z Tbilisi na północ kraju.  DSC_2000

Autostop na trasie Tibilisi – Kazbegi. Na pozór idzie dość łatwo, bo zatrzymuje się prawie każdy – samochód pełen jabłek (według kierowcy doskonały środek transportu dla niego i dwóch autostopowiczek z plecakami), samochód pełen mandarynek, rower…

Wybredne – czekamy na luksusy, aż w końcu – bach! Stary volksvagen golf, bez załadunku, jedzie się swojsko, kierowca najpierw po gruzińsku, potem po rosyjsku zagaduje, zagaduje, zaprasza na chaczapuri i chinkali – tradycyjne dania kuchni gruzińskiej oraz wino i czaczę – mocny trunek o silnym i szybkim działaniu rozweselającym.

DSC_1822

Ola się zastanawia, patrzy na mnie.

– ”да, да!” (tak, tak!) – z burczącym brzuchem, zadecydowałam!

 Z porządnego gruzińskiego domu nie można wyjść – trzeba się wytoczyć, z brzuchem pełnym jedzenia i alkoholu. Ale w sumie, czy w ogóle da się wyjść?

Nasz Gruzin o imieniu Beka wraz z żoną proponują nam kilkudniową gościnę, po której odwiozą nas do miejsca naszej destynacji – Kazbegi. Druga opcja: nasz gospodarz odwiezie nas do Kazbegi dziś, teraz. To 50 km od jego domu! Bardzo nam to zaimponowało i pokochałyśmy gospodarzy za ich wielkie, dobroduszne serca jeszcze bardziej, ale… prowadzić po CZACZY? Nie za bardzo! Niestety, żadna z opcji nie wchodzi w grę, a tym bardziej kilkudniowy nocleg; pojutrze mamy samolot do Polski. Rodzinna atmosfera, poczęstunek i czacza – czas ucieka… Beka niezadowolony, bo jak się okazało, od samego początku, kiedy tylko wsiadłyśmy do auta, był pewien, że zostaniemy kilka dni. Oczywiste też było dla niego, że nas zawiezie aż do Kazbegi. Niestety, żona uparcie trzyma jego stronę, nalegania trwają. 

DSC_2022
Po stukrotnych podziękowaniach, zostawiając małą pamiątkę z Polski, w końcu wyszłyśmy. Zadowolone z siebie, że dokonałyśmy niemożliwego – opuściłyśmy gruzińską chatę, wzruszone niecodzienną otwartością i gościnnością gospodarzy, łapiemy stopa dalej…

Pierwszy samochód, stop! Całe w skowronkach.

– Do Kazbegi? (do kierowcy) … TO TEN SAM, TO BEKA (do Oli) ?!

– Haha, tak, durniu, tylko innym samochodem !

– Aleksandra, Beata, входить, wsiadajcie (z miną zwycięzcy) !


Jak widać, łatwo nas przechytrzyć. Beka wziął samochód syna. Po czaczy można mieć różne pomysły. Można też ulec działaniu rozweselającemu i dostać ataku śmiechu w innym aucie tego samego, nie do końca trzeźwego, ale dobrodusznego, podwożącego autostopowiczów kierowcy.