[GEOBlog] Za murami Jerozolimy

Przeciwnicy autostopowej podróży znajdą wiele argumentów, aby odciągnąć Nas od upragnionego wytchnienia od polskiego mrozu. Lutowa aura w Izraelu przecież musi być wręcz idealna dla polskich zmarzluchów. Na przeszkodzie nie mogą stanąć napięcia polityczne, głośne przenosiny ambasady USA do nieuznawanej na arenie międzynarodowej stolicy kraju – Jerozolimy, ani nawet kontrowersyjna ustawa polskiego rządu. Najwyżej będziemy udawali, że jesteśmy Czechami, to bezpieczny wybór. Połączenia lotnicze z Polski są bardzo wygodne i tanie, trudniej będzie na miejscu. Obładowani zupkami chińskimi i mielonym psem w puszce bez problemu przechodzimy kontrolę paszportową. Zapamiętajcie jedno pytanie: „Czy będziecie odwiedzać Palestynę?” i bezpieczne zaprzeczenie: „W żadnym wypadku!”. Po co się narażać służbom bezpieczeństwa już na starcie? Od początku łamiemy stereotypy. Kierowca miejscowego pks mimo oficjalnego zakazu zatrzymywania po zmroku na pustyni wysadza Nas pod Czerwonym Kanionem, a polscy turyści w autobusie rzucają na odchodne, że po godzinie 23. armia patroluje okolice.

Okazuje się, że tam, jak i w wielu innych miejscach można w miarę komfortowo biwakować. Park w środku miasta? Okolice nasypu kolejowego? Żaden problem, najwyżej uprzejmi panowie sokiści upewnią się, że nie grozi Wam żadne niebezpieczeństwo z powodu bliskości torów. Nie licząc huraganowego wiatru i potężnych ulew pojawiających się znikąd i zamieniających pustynię w wartką rzekę. A zdarzyło się to Nam kilkukrotnie. Nie ufajcie pogodzie, w dzień możecie czuć się jak podczas polskiego lata, niestety w nocy temperatura jest analogiczna!

A co z tą Palestyną? Cóż, mógłbym napisać, że odepchnęliśmy się od brzegu dryfując beztrosko na powierzchni Morza Martwego (nie pływając, nie machając kończynami, po prostu niczym kłoda) i do wyboru był tylko niedaleki brzeg Jordanii lub Palestyny. Prawda jest jednak dużo prostsza. Tam się także wjeżdża stopem. Do dziś nie wiemy, czy bardziej prawdziwe są wersje kierowców, że dużo ryzykujemy, czy te lżejsze w stylu, iż nie powinno Nas tu być. Na kontroli przed wylotem przecież nikt się nie dowie, że rozbiliśmy się obok muzułmańskiej imprezy na plaży. Ciężko zresztą momentami odróżnić Żyda od Muzułmanina, gdy zdejmą jarmułki, chusty, sznurki, czy innej przepaski. Ot, kolejny kierowca chcący zabrać szalonych autostopowiczów 🙂

Ciekawie jest za to w Jerozolimie, gdzie faktycznie postawili mur i istnieje kontrola, prawie jak na naszej wschodniej granicy. Zatem wyjechaliśmy z Palestyny, chociaż nikt nigdy nie zanotował Naszego wjazdu. Tylko przekroczenie przerywanej linii w maps.me lekko przyspieszyło bycie serc. Aczkolwiek nawet w pozornie żydowskiej części stolicy miejscowe sebixy siedząc przy tamtejszej odmianie trzepaków rzucają niewybredne hasła pod kątem suwerenności ziemi, po której stąpamy. Większych zatargów zapewne z tego nie ma, gdyż wszędzie są kamery. W odróżnieniu, polskie wąskie ciemne zaułki nie są po czujną kontrolą CCTV. A na przeciwległym budynku spokojnie powiewa wielka flaga z gwiazdą Dawida. Słusznie mówią miejscowi, tłumacząc, że sytuacja jest bardzo skomplikowana i każdy ma swoje zdanie. Ja też mam swoje własne! Ale na trochę bardziej przyziemny temat. Falafel zdecydowanie jest lepszy i co ważniejsze duuużo tańszy od prawdziwego Araba. Tak już musi być i basta. Wszyscy wiedzą, skąd pochodzą kebaby. Chociaż różnica w cenie, gdy chcemy zastąpić kulki z ciecierzycy baraniną przyprawia o zawroty głowy.

Co z tym pytaniem o ewentualne wojaże po Palestynie podczas wyjazdowej kontroli na lotnisku? Oj było, jak i wiele innych niewygodnych testów na naszą prawdomówność. I jak tu utrzymać wspólną wersję, gdy każdy z Nas odpowiada przy osobnym okienku pod czujnym okiem strażnika? A potem można dostać się do kolejnej kontroli i jeszcze jednej, specjalnej? Sądzę, że i tak mieliśmy większe szanse, niż polscy Janusze nie umiejący ani słowa w innym języku, niż ojczysty 😉